
Mollie w Nowym Jorku
Biżuteria srebrna Mollie w Nowym Yorku
Tak! Jestem w Nowym Yorku i mam dla Was mega relację. Miasto do kochania, lub nie do zniesienia. Albo można zachwycić się wszystkim wokół, każdym niewielkim skrawkiem ściany i parku, albo nienawidzić tłumy, wszechobecny konsumpcjonizm i ciągły hałas… Moim odwiecznym marzeniem było odwiedzić Nowy Jork. Ale nie spodziewałam się, że w momencie gdy się spełni równocześnie się w nim zakocham po uszy i zaleję łzami ze szczęścia. Ostatnia sobota spędzona w tym mieście upłynęła na najdłuższym, nieprzerwanym spacerze w moim życiu. Kilkadziesiąt kilometrów trasy, od wchodu do zachodu słońca. Nie chciałam nawet stracić cennego czasu na porządny posiłek. Nie mogłam się zatrzymać. Szybki rogalik i kawa w biegu i w drogę. Mieliście tak kiedyś? Był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Los był na tyle życzliwy, że temperatura była dość wysoka jak na końcówkę stycznia, a nawet świeciło słońce przez większość dnia. Szczęściara.
Co chciałabym przede wszystkim zapamiętać z tego dnia?
Synchronizację miasta i ludzi. Nawet pędząc przez miasto z południowego Manhattanu, by zdążyć do Central Park przed zachodem słońca, na nikogo nie wpadłam, o nikogo się nie potknęłam. Tłumy na ulicy nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia! Nikt się nie przepychał, każdy z uprzejmym uśmiechem szczerze przepraszał, gdy niechcący zachodził drogę. W żadnym innym mieście tego nie doświadczyłam w takim wymiarze. Chociaż to przede wszystkim turyści?
Poczucie bezpieczeństwa.
Lecąc do Stanów przyznam obawiałam się trochę, czy będę tam czuć się bezpiecznie. Czy nie będę pędzić do hotelu tuż przed zachodem słońca, by nie kręcić się samotnie po ulicach w ciemności. Nic z tych rzeczy! To prawda, że jest to miasto, które nigdy nie śpi. Ale tak naprawdę w rzeczywistości spojrzałam na to z zupełnie innej perspektywy. Ten frazes zawsze kojarzył mi się ze sklepami i knajpami otwartymi do późnych godzin nocnych i dużą ilością turystów na ulicach. Ale okazało się po prostu, że życie po pracy / szkole nie toczy się w mieszkaniach czy domach tylko właśnie tam. Naturalnie. Dzień trwa niezależnie od promieni słonecznych. Miasto w ogóle nie słucha zegara. O 9 wieczorem czułam jakby była 15 albo 16 dopiero. Do snu daleko, można zrobić jakieś zakupy, jeśli trzeba… Pójść kupić adapter do kontaktu. Tak najzwyczajniej w świecie.
Samo uczucie spełniającego się marzenia.
Po tym weekendzie miałam szaloną teorię w głowie.. Tylko się nie śmiejcie! Wiele z naszych marzeń to tak naprawdę cele, do których dąży się przez wiele lat, a moment ich spełnienia ciężko uchwycić i się nim nacieszyć. Przykładowo wybudowanie własnego domu. Składa się z tylu elementów i formalności… Zdobycie kredytu, wylanie fundamentów, sama budowa. Urządzanie też często bardzo długo trwa. Gdy już można się wprowadzić to z tyłu głowy jest nadal myśl, że jest kredyt, więc dopóki nie jest spłacony, pełnia szczęścia nie jest do końca osiągnięta. A gdy już nadejdzie ten miesiąc bez raty kredytowej to już wiele innych tematów zaprząta myśli. Moment spełniającego się marzenia jest tak rozłożony w czasie, że go nie czujemy. Ukończone studia, trzeba szukać pracy… Ślub z ukochanym, trzeba zadbać o gości weselnych… Potem sklep – biżuteria srebrna i Mollie. Itd. Itp.
Niewiele jest takich marzeń, które nie są związane z żadną odpowiedzialnością. Myśleliście kiedyś o tym? Do sedna – gdy wysiadłam z autobusu, znalazłam się na Madison Avenue, tuż obok Madison Square Park. Podbiegła do mnie wiewiórka, po czym wskoczyła na ławkę i w ogóle się mną nie przejmując zaczęła wcinać swojego orzecha. Była piękna i pełna energii. Słońce świeciło. Była 10 rano. Taksówki trąbiły na prawo i lewo. Miałam cały ekscytujący dzień przed sobą, który w dodatku tak miło się zaczynał. Rozejrzałam się po parku. Ludzie wyprowadzali swoje psy, albo pędzili gdzieś chodnikiem. Po lewej zobaczyłam słynny Flatiron Bulding, płaski budynek, którego nawet na ten dzień nie miałam na liście priorytetów, a jest ikoną! Po prawej zobaczyłam szczyt Empire State Building. W tej minucie poczułam przeszywające mnie szczęście od stóp do głów! Uśmiechnięta od ucha do ucha, dziękując w duchu, że los dał mi w prezencie ten wyjazd, popędziłam zwiedzać to cudowne miasto…
Budynki, kawiarnie, ludzie.
Jak wiecie budynki w Nowym Jorku są niesamowite. Wysokie. Surowe. Piękne. Kawiarnie są ciągle zatłoczone (ok, to mi się trochę mniej podobało, ale był sobotni poranek, wybaczam). Jak się kocha kawę tak jak ja, to ma się ochotę odwiedzić je wszystkie. Ludzie natomiast są ogromnie uprzejmi i serdeczni. Co nie było wcale dla mnie takie oczywiste…
Biżuteria srebrna Mollie w Central Park.
Udało mi się zwiedzić zaledwie połowę. Drugą połowę zostawiłam na kolejny weekend. Ale miejsce jest sto razy bardziej energetyczne i niesamowite, aniżeli mogłam to sobie wyobrazić na podstawie ulubionych filmów i seriali. Mogłabym tam przesiadywać godzinami. A urocze dedykacje na ławkach tylko dodały uroku. Wiecie, że są też tam niezłe pagórki i wzniesienia? Chwilami to mi przypominało wspinaczkę! Kto by pomyślał…
Zapraszam do obejrzenia mojej maleńkiej, prywatnej galerii z Nowego Jorku: Instagram v Facebook.
A na deser zostawiam Was z moją towarzyszką dłuuugich spacerów:
Pamiętajcie także, żeby zajrzeć do mojego sklepu. Biżuteria srebrna Mollie 925, to prawdziwa klasyka! Możecie wybrać bransoletki z drewnianymi koralikami, bransoletki sznurkowe, srebrne naszyjniki z zawieszkami czy delikatna biżuteria celebrytek.
Leave a reply